8/23/2011

in the heat of the desert sun.

Starociowy wakacyjny miszmasz. Od trzech lat jeżdżę w to samo miejsce, więc nie naszło mnie tak nie wiadomo skąd. Pasuje do poprzednich postów. Dziś więcej niż zwykle, bo i z czego wybierać było.

Pozowała Maja.
Upał i zaduch wysysają ze mnie energię do zrobienia czegokolwiek.

8/16/2011

d'yer mak'er.

Wróciłam tam, gdzie niby jest najlepiej, czyli do domu. Nie mogę narzekać na złą pogodę nad morzem, bo tu było gorzej. Ale i tak brakowało mi tych upalnych dni, gdy nie masz siły podnieść ręki, żeby wziąć szklankę z zimną wodą.
Dziś plażowo i to nie będzie ostatni powiew wakacji nad Bałtykiem.
Rowerki, bo to na nich najczęściej gnało się nad morze.
A poniżej wyjątkowo nadmorski gatunek ptaków - gołębie!
Piaskowa katedra, która na następny dzień została zastana w stanie nienaruszonym.
Trochę dużo stóp, ale szalenie podobał mi się ten lakier, niestety nie mój własny.